Nie ma nic nadzwyczajnego w sesji Rady Miejskiej zaczynającej się o 7.15. Czyżby?
Nie chodzi tu ani o efektywność obrad ani o ich szczególną intensywność. Ot po prostu, koalicyjna maszynka do głosowania ma maleńką usterkę i by ją zamaskować trzeba dostosować godziny pracy ostrowskiej rady do planów wyjazdowych jednego z trybików. A na wokandzie (skąd ta sądowa nazwa rozumieją zapewne fani Wielbiciela Łańcucha) kluczowy i powtarzalny dla tej władzy projekt.
Tak chodzi o kolejny… snus zadłużenia. Dlaczego snus? Bo władza jest od kolejnych pożyczek po prostu uzależniona. Gdy nie zaciągnie to wszystko najpierw się zatnie a później zawali. To dlatego tak wytrwale i wbrew wynikowi wyborów pracowano nad niektórymi radnymi. Niestety skutecznie. Jeden z nich służy tak wiernie, że sesję zwołałby nie tylko na 7.15, ale nawet o północy. Wdzięcznie zapewne dowodząc, że to zgodne z prawem i dobrym obyczajem.
Tak go wyuczyli.
Gdy ta dziwna władza w końcu odejdzie zostawi Ostrowianom białe słonie (dwa trzy stadiony i halę) do których zawsze będzie trzeba dopłacać i kilkadziesiąt lat dystansu do sąsiednich miast, których przez zadłużenie nijak nadrobić się nie da. Smród ze Staroprzygodzkiej nie zniknie już zapewne nigdy.
Będzie sobie za to zawsze można powspominać jak to wicekostka śmieszkował sobie z przeciwników władzy w socialmediach.
Oto bilans i podsumowanie. Oto w co popadło, a raczej wdepnęło nasze miasto. Wciąż jeszcze Wielkopolskie z nazwy.

Poprzedni artykułEdukacja zdrowotna kontra „obrońcy niewiedzy”
Następny artykułTen sam kierowca dwa razy złapany jednego dnia. Najpierw Opel, potem Daewoo – oba auta odholowane